20 kwietnia 2013

Victor Orban - Jeden kraj, dwie wizje

Źródło: obserwatorfinansowy.pl

O Węgrzech znów głośno. Głównym przedmiotem burzliwej dyskusji jest węgierska Konstytucja i jej ostatnie nowelizacje, zdaniem wielu sprzeczne z kryteriami kopenhaskimi UE. Dziś (17.04) debatować na ten temat będzie Parlament Europejski.

Gdyby szukać pojęcia, które najlepiej określiłoby węgierską rzeczywistość, pierwsze które przychodzi na myśl to polaryzacja. Węgrzy się dzielą, także w ocenie procesów gospodarczych. Nade wszystko dzieli ich charyzmatyczny przywódca Victor Orbán, dla którego „podstawą i fundamentem wszystkiego są silne Węgry”.
Cel nadrzędny: interes narodowy

Spory wokół premiera i jego koncepcji nałożyły się na inne, wcześniejsze. Także te historyczne, wynikające z trwale zaznaczonego w węgierskiej rzeczywistości podziału na stołeczną, liberalną i otwartą na świat inteligencję, a bardziej konserwatywne kręgi z prowincji. Dynamiczny, aktywny i wszędobylski premier wywodzi się z tych drugich, choć podstołecznych. Buduje swój program na opozycji do socjalistów i liberałów, którzy rządzili w latach 2002-10 nie tylko z opłakanym skutkiem, ale także, o czym Orbán jest głęboko przekonany, wbrew węgierskim narodowym interesom.

W obronie tego interesu Orbán narzuca Węgrom swą wizję gospodarczą. Problem w tym, że ekonomistą nie jest, od formułowania przez siebie jasnych programów ekonomicznych stronił, dbając o to, by przedstawiał je albo cały gabinet (np. w postaci wielkiego programu inwestycyjnego z marca 2011 r., zmodyfikowanego w kwietniu 2012 r.), albo by prezentowali je jego eksperci ekonomiczni.

Począwszy od jednego z najbliższych współpracowników, ministra gospodarki Györgya Matolcsyego, który teraz został szefem Węgierskiego Banku Narodowego (WNB).

Ale, w co nikt nie wątpi, są to ambitne programy premiera – teraz wprowadzane w życie. Jakie są jego koncepcje?

- dyrektywa pierwsza: wzmocnić naród, wzmocnić kraj, przede wszystkim poprzez dawanie impulsów rozwojowych i ułatwień kredytowych dla własnych przedsiębiorców (co zrobił w pierwszej oficjalnej decyzji G. Matolscy, jako prezes WBN).

- dyrektywa druga jest konsekwencją pierwszej: kraj został zadłużony i podporządkowany obcym interesom. Stąd dyspozycje z października 2010 r., bardzo dobrze wtedy przyjęte przez większość społeczeństwa, by na trzy lata narzucić specjalne „podatki kryzysowe” na obce banki, wielkie centra handlowe, transnarodowe korporacje, szczególnie w sferze telekomunikacji i w sektorze energetycznym.

Pierwszy „program akcji” nowego gabinetu Orbána składał się z aż 29 przedsięwzięć i zapowiadał nową gospodarczą i socjalną rzeczywistość. W tym zakładał m.in. jeden 16-procentowy podatek dochodowy dla obywateli, tworzenie „milionów nowych miejsc pracy”, oszczędności w zarządzaniu po to, by „postawić gospodarkę na nogi i na nowo wprowadzić na Węgrzech bezpieczeństwo socjalne”. Chodziło o to, by „ponownie 10 mln Węgrów czuło się dobrze z tym, że są Węgrami”. Zapowiadał też, oczywiście, szybkie wyjście z zapaści i wzrost.

Kolejny, ważny punkt programowy, to walka z zadłużeniem, w tym długiem publicznym, który w chwili dochodzenia Fideszu – Partii Obywatelskiej do władzy sięgał 83 proc. PKB. Z czasem, także pod naciskiem UE, doszła dyspozycja, by walczyć ze zbyt wysokim deficytem budżetowym (4,6 proc. i 4,3 proc. PKB odpowiednio w latach 2009 i 2010).

Wreszcie – i ten punkt stał się bodaj kluczowy – Orbán postanowił pozbyć się „ideologii bezradnego państwa”, a więc postawił na koncepcję silnego państwa, walczącego o suwerenność. Jak się okazało w praktyce, rozumiał pod tym ideę silnego rządu, koncentrującego w swych rękach pełnię władzy, a równocześnie przejmującego kontrolę nad gospodarką (przy starannym unikaniu pojęcia „renacjonalizacji”).
Plebejusze kontra elity

Stale ulepszany, modyfikowany i pogłębiany (np. o nowy kodeks pracy, wprowadzający koncepcje robót publicznych oraz ograniczający rozmiary świadczeń rentowych) reformatorski pakiet rządu, który – jak pisał Orbán w książce Ojczyzna jest jedna – „stoi po stronie prostych ludzi wobec elity”, równocześnie uderzył w uprzywilejowanych. Albowiem „Węgry cieszyły się pomyślnością zawsze wtedy, kiedy prowadziły politykę plebejską”, polegającą na „wykluczaniu przywilejów”.

Nic dziwnego, że taki zestaw – w ocenie fachowców będący mieszanką państwowego interwencjonizmu, keynesizmu, nacjonalizmu oraz populizmu – wzbudził ostry sprzeciw liberalno-socjalistycznych elit. Nierzadko wspierały je bliskie im kręgi w Europie. Tym mocniej, że premier Orbán, na scenie wewnętrznej, nie poostawiał wątpliwości, że projekt integracji europejskiej w obecnym wydaniu mu nie odpowiada. Albowiem „eksperyment neoliberalny poniósł porażkę w całej Europie”, a „ślepa wiara w omnipotencję rynku zawiodła”.

Podstawowy problem w tym, że program, mający pod wieloma względami racjonalne jądro, wprowadzany jest nadal szybko, niecierpliwie, chaotycznie. Często przynosi skutki odwrotne od zamierzonych. Zwracają na to uwagę bezkompromisowi krytycy polityki rządu, z czasem nazwanej „walką wolnościową” (szabadság harc). Na interesy i walkę o suwerenność nałożyły się emocje. Jak u Lejzorka Rojsztwańca, władze wyrzucają jednych, by przyjmować innych. Wykluczaniu poprzednio uprzywilejowanych służy forsowanie chociażby imperium biznesowego Lajosa Simicski, związanego z Orbánem od lat.

Owszem, deficyt budżetowy w 2012 r. obniżono nawet do 2 proc. (założenie gabinetu na 2013 r. – 2,7 proc.), ale równocześnie – wbrew obietnicom – kraj popadł w recesję (spadek PKB o 1,7 proc. w 2012 r.). Jak przewidują prognozy, wcale nie będzie łatwo z niej wyjść. Najnowsza ocena rynku węgierskiego z marca br., wydana przez MFW podkreśla bowiem, że „spadło zaufanie inwestycyjne, a poziom inwestycji jest najniższy od 10 lat”.

Również pierwotnie założenia co do szybkiej likwidacji długu publicznego idą jak po grudzie. Spadł on tylko nieznacznie, do 79 proc. PKB w 2012 r. a jego faktyczna wysokość jest przedmiotem poważnych kontrowersji, także wśród ekspertów, nie tylko polityków.

Dokumentnie rozbita w wyborach 2010 r. opozycja, mało wyrazista przy charyzmatycznym i dynamicznym Orbánie, widząc, że bezrobocie nie spada, a w sondażach 80 i więcej proc. Węgrów źle widzi przyszłość kraju, zaczęła ostatnio coraz głośniej wyrażać swe negatywne opinie. W parlamencie i na ulicach. Najlepsze, jak dotąd, krytyczne analizy przedstawia poprzedni premier Gordon Bajnai, w istocie ekspert gospodarczy, który jesienią zeszłego roku – niejako z przymusu – stanął na czele szerokiej koalicji „Razem 2014”.
Węgry z Europą, czy poza nią

Bajnai proponuje dalszą budowę Węgier nie w opozycji do UE, MFW i świata zachodniego, z którymi Orbán poszedł na zderzenie. Uważa, że „na rozwój Węgier potrzebne są unijne pieniądze”.

Waga tej deklaracji rośnie szczególnie teraz, gdy kraj ponownie – jak kiedyś przy ustawie medialnej – jest ostro atakowany przez Komisję Europejską (przewodniczący Jose M. Barroso napisał ostatnio do węgierskiego premiera dwa listy ostrzegające). Chodzi o najnowsze nowelizacje tekstu węgierskiej Konstytucji, które zdaniem krytyków podważają system równowagi i kontroli władz, na rzecz silnej egzekutywy. I jak wykazała chociażby niedawna (8-9.04.) debata nt. Węgier w Fundacji Batorego – nowa Konstytucja (weszła w życie 1 stycznia 2012 r.) zamiast Węgrów łączyć, jeszcze bardziej ich dzieli.

Opozycja, choć rozbita, łączy się w jednym – w bezkompromisowej krytyce „systemu Orbána”, o jakim otwarcie mówi, nie stroniąc nawet od złowrogiego pojęcia „Orbanistanu”. O co chodzi, wyjaśnił G. Bajnai w niedawnym wywiadzie dla austriackiego Der Standard: „Fidesz, to silnie prawicowa, sięgająca po środki kapitalizmu państwowego, populistyczna partia. Jej istotą aktualnie jest żądza władzy. Za wszystkimi jej przedsięwzięciami i pomysłami nie ma nic innego, jak kwestia, czy uda się utrzymać władzę – natychmiast i za wszelką cenę”.

Bajnai nie ogranicza się tylko do epitetów i etykietek. Przedkłada też swój gospodarczy program. Powiada, że będzie rozmawiał z bankami, poziom ich opodatkowania „obniży do średniej europejskiej”, a równocześnie zdejmie – wprowadzone niedawno – wszystkie dodatkowe opodatkowania za karty kredytowe czy operacje bankowe. Dalszy rozwój Węgier – jak mówił 7 kwietnia br. – widzi tylko i włącznie w ramach UE, bowiem „leży to w naszym narodowym interesie”.

Innymi słowy, dał jasno do zrozumienia, że Orbán jak najbardziej widzi przyszłość Węgier poza UE, podczas gdy on, Bajnai, absolutnie sobie czegoś takiego nie wyobraża – i całkowicie inaczej definiuje nadrzędne interesy państwa, jego rację stanu. Orbán gdzie tylko może, eksponuje kwestię narodowych interesów.

Bajnai też to robi, ale powołuje się przy tym na słowa, znanego i u nas, wybitnego pisarza Sándora Márai’ego, który stwierdził: „bycie Węgrem, to nie stan, lecz zadanie i oddziaływanie”. W jego ocenie, tylko pozostając aktywnym i wiarygodnym członkiem UE Węgrzy będą mogli egzekwować zasadę „nic o nas, bez nas”, a przy tym „nie wykluczać z pojęcia narodu nikogo”.

W ocenie Bajnaiego, ze względu na przejęcie kontroli przez Fidesz nad wszystkimi instytucjami w państwie (ostatnią był WBN), dzisiejsza opozycja musi nie tylko wygrać następne wybory, zaplanowane na maj 2014 r., ale też – w ich wyniku – dokonać zasadniczej zmiany. I to nie tylko w stosunku do ostatnich trzech lat, ale też poprzedzajacych je lat 20. Albowiem i w jednym, i w drugim przypadku „rządzące elity nie zdały egzaminu”, popłeniały zasadncize błędy.

Otwarte pozostaje pytanie jak opozycja zamierza to zrobić, w sytuacji gdy rządzący Fidesz okopywał się na swoich pozycjach wprowadzając zapisy, by ustawowe zmiany mogły być dokonywane tylko i włącznie kwalifikowaną większością 2/3. Rządząca koalicja (Fidesz tworzy ją z niewielką partią chrześciajńsko-demokratyczną) jeszcze dziś wygrałaby w wyborach ze słabą i rozdrobnioną opozycją.

Źródło: obserwatorfinansowy.pl

Victor Orban - Słabnie siła lewicowych elit

Źródło: rp.pl

Większość 2/3 głosów w parlamencie nie upoważnia węgierskiej partii rządzącej do dokonywania kontrowersyjnych zmian – tak uważają lewicowi eurodeputowani, których oburza, że parlament w Budapeszcie nie płynie w głównym europejskim nurcie.

Według lewicowych elit liberalna demokracja nie polega bowiem na realizowaniu woli większości wyborców, ale na postępowaniu zgodnie z przykazaniami Daniela Cohn-Bendita i Guya Verhofstadta.

Zachowanie części eurodeputowanych i podążających za nimi mediów jest poważnym objawem kryzysu Unii. Jeśli bowiem mały kraj 
(a Węgry są państwem niedużym) postanawia działać samodzielnie, niekoniecznie w zgodzie z wolą najbardziej wpływowych, to nieustannie rzucane są mu kłody pod nogi.

Węgry najpierw potępiano za wprowadzanie podatku kryzysowego, m.in. na hipermarkety, czy podatku od transakcji bankowych. 
To było niezgodne z zasadami demokracji i wolnego rynku. Ale nagle okazało się, że Unia może próbować narzucić horrendalny podatek na obywateli innego małego państwa – Cypru, i to już jest zgodne z europejskimi normami. Więcej – jest to demokratyczne i wolnorynkowe zagranie.

Najpierw węgierscy socjaliści przez lata mogli bezkarnie okradać swoje państwo, a gdy wyszło to na jaw, w Unii nikt się nie oburzył. Nikt nie zaprotestował, gdy socjalistyczne władze okładały pałami niegodzących się z tym procederem węgierskich obywateli. Ryk protestu w Unii podniósł się dopiero wtedy, gdy socjaliści zostali zmiażdżeni w wolnych wyborach przez dość umiarkowaną partię centroprawicową. Wtedy zaangażowani zostali nie tylko lewicowi intelektualiści i media, ale także uruchomiono wszelkie procedury, które mogą utrudnić życie Węgrom i zablokować reformy wprowadzane przez rząd Viktora Orbana.

Tymczasem legitymizacja rządu Orbana jest o niebo większa niż Komisji Europejskiej i wszystkich eurodeputowanych razem wziętych.

Dziś widać już jednak wyraźnie, że siła zacietrzewionych lewicowych elit powoli słabnie. We wtorek Viktor Orban spotkał się z politykami z różnych krajów należących do Europejskiej Partii Ludowej. Precyzyjnie tłumaczył, na czym polegają wprowadzane przez jego ekipę reformy. Na koniec – o zgrozo! – dostał burzę oklasków! Czyżby Europa zaczynała trzeźwieć?

Autor jest prezesem Instytutu Wolności

Źródło: rp.pl

12 kwietnia 2013

Wykład Prof. Półtawskiej w Płomieniu wraz z całą konferencją do posłuchania

Szkołę Podstawową dla Dziewcząt Płomień zaszczyciła swoją obecnością Pani Prof. Wanda Półtawska, wygłaszając konferencję na temat wychowania, rodziny i płciowości człowieka. Podobnie jak dr Jacek Pulikowski na poprzedniej konferencji z cyklu "Kocham i Wymagam", Pani Prof. Póltawska zaczęła od zwrócenia uwagi na cele wychowania. Jest to chęć uformowania człowieka uczciwego, świadomego, że jest dziełem Bożym, zobowiązanego do miłości i wierzącego, tj. stosującego się do Dekalogu.

Człowiek wychowany jest świadomy swego boskiego rodowodu, genealogia Divina, i wie, że nie sama rodzina daje życie, lecz każdego człowieka stwarza sam Bóg, dzieląc się swą stwórczą mocą z ojcem i matką. Ludzie przekazują dzieciom ciało. Ciało zaś jest sanktuarium, do którego ma prawo Stwórca oraz ten spośród ludzi, którego kobieta dostała od Boga, czyli jej małżonek. Ciało jest stworzone do rodzenia, a prawo do jego użycia w tym celu mają rodzice. Tak realizują plan miłości zamierzony przez Stwórcę. Jeżeli miłość małżeńska ma oddać człowieka całego współmałżonkowi, to może się to stać raz. Ten dar siebie samego (nie z siebie samego) implikuje dziewictwo.

Dzisiaj dziewictwo, czystość, jest najbardziej zagrożonym spośród Bożych darów. Współcześnie wielu ludzi zatrzymuje się na kultywowaniu i podziwianiu ciała, co nie prowadzi jednak do szczęścia, a to wskutek choćby faktu niszczenia, starzenia się ciała. Szczęście na ziemi, szczęście w wierze osiąga tylko para, która cały czas żyje Bogiem. Małżonkowie winni się darzyć miłością oblubieńczą, która nie stawia pytania: za co kocham?, ale dlaczego kocham?

Jak zatem wychowywać?

- nauczyć chłopca szacunku wobec wszystkich kobiet, co należy rozumieć jako szacunek okazywany, zależnie od wieku, jak matce, siostrze lub córce.
- wychowywać w tożsamości, czyli w patriotyzmie. Historia Polski jest, jak powiedziała Pani Profesor, wyjątkowa na tle krajów Europy.
- wychowywać przekazując własnym przykładem wzorzec osobowy ojca i matki, pod względem ich ról w rodzinie i wraz z obrazem ich małżeńskiej miłości.
- wychowanie szkolne i rodzinne winno uwzględniać różnice poznawcze i emocjonalne między chłopcami i dziewczętami.
Dlatego tak cenna jest edukacja zróżnicowana.

Pasjonuje nas wychowanie, leży nam na sercu i napędza nas do ciągłej pracy. Dlatego te słowa Pani Profesor spływały na nas jak balsam, jak błogosławieństwo, jak zachęta i nagroda zarazem. Na auli całkowita cisza. Dopiero finał to brawa na czterysta par rąk. Pani Profesor, dziękujemy!

Relacja: Jacek Drobnik - mąż Eli, tata Jasia i Hani.

Konferencji można posłuchać pobierając plik ze strony szkoły:
http://www.plomien.edu.pl/images/materialy/52.mp3

Źródło: Węgielek

Prof. Wanda Płótawska - Kocham i wymagam

Co ludzie zrobili z miłością? Takie pytanie zadała swoim słuchaczom 92-letnia prof. Wanda Półtawska, która od 60 lat prowadzi poradnię małżeńską.

– To karykatura – mówiła o modelu miłości lansowanym we współczesnych mediach prelegentka. Spotkanie z prof. Wandą Półtawską odbyło się w poniedziałkowy wieczór w Szkole Podstawowej dla Dziewcząt "Płomień" w Katowicach-Bogucicach w ramach cyklu "Kocham i wymagam”.

Ten, kto myślał, że 92-letnia kobieta nie ma nic do powiedzenia współczesnym rodzicom, mylił się totalnie. Wanda Półtawska wygłosiła wykład pt. "Wychowanie do miłości", w którym potrafiła doskonale zdiagnozować problemy miłości narzeczeńskiej, małżeńskiej i rodzinnej.

Język, jakiego używała, był prosty i zrozumiały, ale jednocześnie dodawał sferze ludzkiego ciała swoistej sakralności i wielkiego szacunku, jakiego brak jest w mediach, a nawet podręcznikach szkolnych.

Wanda Półtawska, matka 4 dzieci, przypomniała, że w naszym życiu nie możemy zatrzymać się tylko na sferze cielesnej, bo człowiek to także sfera ducha. – Ludzie nie rozumieją swojej tożsamości – mówiła przyjaciółka bł. Jana Pawła II. To dzięki jego listownej prośbie, jaką skierował do ojca Pio jeszcze jako arcybiskup krakowski, została cudownie uzdrowiona z choroby nowotworowej. Ten fakt później wzięto pod uwagę w procesie kanonizacyjnym tego wyjątkowego włoskiego zakonnika.

Zwracając się do słuchaczy zebranych w katowickiej szkole, wróciła do tego, co Karol Wojtyła mówił o miłości podczas wykładów na KUL-u. – Ciało nie ma mocy kochania, ale jest tylko narzędziem miłości – wyjaśniała.

Wanda Półtawska przypomniała też rodzicom, że każde ciało poddane jest duchowi. – Komu poddałeś swoje ciało? Jakiemu duchowi? – pytała dociekliwie słuchających ją ludzi.

– Jan Paweł II to widział i nie zatrzymywał się na ciele – mówiła o nauczaniu błogosławionego papieża. Namawiała też do studiowania napisanych przez niego dokumentów o rodzinie. – Karol w całym swoim pasterzowaniu postawił rodzinę na pierwszym miejscu – wspominała.

Spotkanie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem. Mogli w nim wziąć udział wszyscy chętni, bo miało charakter otwarty.

Więcej o wizycie prof. Wandy Półtawskiej w Katowicach będzie można przeczytać w katowickim dodatku GN w numerze 16/2013 na 21 kwietnia.

Źródło: Gość

6 kwietnia 2013

Alicja Tysiąc chce 130000 PLN - kolejna rozprawa w poniedziałek 08.Kwi.2013r

W poniedziałek w sądzie prawnicy Alicji Tysiąc będą chcieli pieniędzy tym razem od rodziny Terlikowskich.
Sto trzydzieści tysięcy.
Tomek ma żonę Małgosię i czwórkę małych dzieci: Marysię, Zosię, Mikołaja i Jasia.
Na Fronda.pl prosi o modlitwę:

"Kolejna rozprawa w sprawie, jaką wytoczyła mi Alicja Tysiąc odbędzie się w poniedziałek o godzinie 12 w sądzie okręgowym w Warszawie.
Ten proces jest niezwykle ważny, nie tylko dla mnie osobiście (130 tysięcy zwyczajnie nie mam), ale też dla wolności słowa w Polsce, a także dla wolności mówienia prawdy o tym, czym jest aborcja. Zwolennicy aborcji takimi procesami chcą bowiem doprowadzić do sytuacji, w której jedynymi dopuszczalnymi ocenami zachowań kobiet, które chciały dokonać aborcji i nadal są z tego dumne, będą pochwały. A każdy, kto zdecyduje się wyrazić odmienną opinię będzie stawiany przed sądem i skazywany na absurdalnie wysoką karę. I dlatego bardzo proszę o modlitwę w tym dniu. Będzie ona potrzebna, bo to nie tylko moja sprawa, ale też szerzej sprawa wolności dla chrześcijan.
Tomasz P. Terlikowski"


„Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci.” Pwt 31, 6
„Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.” Łk 10, 19
Święty Michale Archaniele, módl się za nimi.
Błogosławiony Księże Jerzy, módl się za nimi.
Wszyscy Święci i Aniołowie, módlcie się za nimi.
Jezu Ufam Tobie

Joanna Najfeld

Źródło: mamproces.pl

4 kwietnia 2013

Kamil Stoch - ".....Dziękuję tato!"

Kilka dni temu kibice sportów zimowych świętowali zamknięcie udanego sezonu w skokach narciarskich. Było się z czego cieszyć, Polak został po raz kolejny mistrzem świata w tej dyscyplinie. Czy zwróciłeś uwagę, czyj wpływ był kluczowy w drodze do życiowego sukcesu młodego sportowca z małej wioski koło Zakopanego? Kamil Stoch, tuż po wygranym konkursie powiedział: „Pamiętam, jak mój tata powiedział mi, że muszę 100 razy przegrać, aby jeden raz wygrać. Dziękuję tato!”
Z tej krótkiej wypowiedzi możemy wywnioskować, że tata Kamila wspierał jego pasje od wielu lat. Kibicował mu w trakcie wielu przegranych konkursów. Dodawał mu wiary w jego możliwości i zachęcał do dalszej pracy.
Czy Twoje dziecko zostanie mistrzem świata? Nie wiesz tego. Pomożesz mu, jeśli staniesz się mistrzowskim tatą. Do tej pory 100 razy mogłeś zawalić swoją robotę jako ojciec, ale ten kolejny raz może być Twoim mistrzowskim ruchem. Każde Twoje słowo się liczy, ono może zdecydować o przyszłości Twojego dziecka. Pytanie brzmi: czy chcesz być najlepszym tatą? Jeśli tak, jesteśmy gotowi Cię wspierać.

Mamy nadzieję, że Wielkanocne Święta były czasem odpoczynku i radości z bliskimi oraz odnajdywania odpowiedzi na najważniejsze ojcowskie i życiowe pytania. Teraz trzeba się zabrać ostro do roboty!

Źródło: Zespół Tato.Net

3 kwietnia 2013

Benjamin Franklin, czyli niezapomniana lekcja od ojca

Znany nam z filmów o dzikim zachodzie świat XVIII-wiecznej Ameryki Północnej rzadko odsłania nam klimat życia rodzinnego tamtych czasów. Do biura Tato.Net trafił ostatnio ciekawy tekst pióra prof. Jana Kłosa z KUL poświęcony roli ojca w życiu Beniamina Franklina, wynalazcy piorunochronu oraz jednego z twórców Stanów Zjednoczonych. Po przeczytaniu poniższego artykułu, zapewne zgodzisz się z Janem Kłosem, że lektura autobiografii Franklina może być użyteczna dla współczesnego ojca.

... była to rodzina naprawdę wielka – 17 dzieci. Dzisiaj prawie nie do wyobrażenia, gdy dzietność w Europie spada, a na rodziny wielodzietne niejednokrotnie patrzy się podejrzliwie. Można sobie wyobrazić gwar przy stole państwa Franklinów, gdy dzieci zasiadały do stołu. A jeszcze chętnie zapraszali na wspólne posiłki krewnych i znajomych. Na takie okazje ojciec Benjamina zawsze wymyślał temat do rozmowy. Pilnie przestrzegał, by podczas posiłków nie pleść bzdur, nie obgadywać i nie plotkować, ale mówić o rzeczach służących budowaniu młodych osobowości. Miał świadomość, że rozmowie dorosłych przysłuchują się dzieci i nie jest to obojętne, o czym rozmawiają dorośli. Potem po latach, wspomina Franklin, przy okazji innych posiłków, już nie w gronie rodzinnym, nigdy nie pamiętał, co leżało na stole i co się jadło, ale o czym rozprawiano. Gwar przy stole Franklinów był gwar uporządkowanym, nad którym czuwał ojciec rodziny.

Więcej: tato.net