17 sierpnia 2013

John Pridmore - Gangsterska opowieść

Zarabiałem niewyobrażalne pieniądze. Jako 20-latek miałem własny apartament i samochody sportowe. Ale mimo tego bogactwa i prestiżu czułem się pusty w środku. - mówi John Pridmore w rozmowie z "Gościem Niedzielnym".

Weronika Pomierna: Jak zostaje się gangsterem?

John Pridmore: Każdy ma własną historię. W moim przypadku w dużym stopniu zadecydowały o tym dzieciństwo i to, że pochodzę z rozbitej rodziny. Urodziłem się w Londynie. Jako dziecko zostałem ochrzczony w Kościele katolickim, ale wiara w Boga nie była istotnym elementem mojego wychowania. Moja mama jest katoliczką, ale w kościele bywała sporadycznie. Gdy miałem 10 lat, rodzice rozwiedli się. Uznałem, że jeśli już nigdy nikogo nie pokocham, to nikt mnie nie skrzywdzi. Po rozwodzie moja mama zupełnie się załamała, a mój tata, policjant, ponownie się ożenił. Jego druga żona nie należała do najspokojniejszych osób i w moim nowym domu było dużo przemocy. Gdy miałem 13 lat, zacząłem kraść. To było wołanie poranionego człowieka o pomoc. Krzyczałem całym sobą: „Zauważcie mnie!”.

Tata policjant nie był pewnie zachwycony?

Atmosfera w domu była coraz gorsza. Gdy jako 15-latek wylądowałem w poprawczaku, odczułem nawet pewną ulgę, ponieważ opuściłem dom, którego i tak nie mogłem nazwać domem. Wdawałem się w bójki, kradłem. Gdy miałem 19 lat, wylądowałem w więzieniu. Przez 6 miesięcy przebywałem w celi izolacyjnej bez okien. Nie mogłem kontaktować się z innymi więźniami, oglądać telewizji, czytać książek. Mogłem wyjść z celi tylko na godzinę, aby pospacerować wokół pustego placu. W celi izolacyjnej jest trochę tak, jakby patrzyło się nie ustannie na swoje odbicie w lustrze. Nie byłem zachwycony tym, co w nim widziałem. Chciałem nawet odebrać sobie życie, ale Bóg był wtedy przy mnie i ochronił mnie przed tą decyzją.

Gdy wyszedłeś z więzienia, musiałeś czuć się jak drapieżne zwierzę, które ktoś wypuścił z klatki.

Byłem bardzo agresywny. W więzieniu uczysz się wielu rzeczy, nawiązujesz kontakty. Szybko znalazłem pracę jako ochroniarz w londyńskich klubach. Byłem bardzo silny, budziłem respekt. Tam też poznałem ludzi, którzy zaimponowali mi. Gdy wchodzili do klubu, patrzono na nich z szacunkiem. Oni mieli wszystko: najlepsze samochody, narkotyki, po których był najlepszy odlot, i najpiękniejsze dziewczyny. Ja też chciałem, żeby mnie tak szanowano. Zacząłem pracować dla nich. Moim pierwszym zadaniem było sprowadzić do Londynu samochód zaparkowany na odległym o 70 km parkingu.

Bagażnik był pełen towaru dla szefa?

O to lepiej było nie pytać. Zarabiałem niewyobrażalne pieniądze. Jako 20-latek miałem własny apartament i samochody sportowe. Ale mimo tego bogactwa i prestiżu czułem się pusty w środku. Papież Jan Paweł II powiedział kiedyś, że niezależnie, ile człowiek osiągnie, jeśli nie odnajdzie w swoim życiu Jezusa, to nigdy tak naprawdę nie będzie czuł się spełniony. Ja nie znałem wtedy Boga, dlatego próbowałem wypełnić swoje życie czymkolwiek, żeby zapomnieć o pustce, którą czułem w sobie. Alkohol, narkotyki w naprawdę dużych ilościach, seks. Miałem wiele dziewczyn i ogromny problem z czystością. Czasem budziłem się rano koło kobiety i uświadamiałem sobie, że nawet nie wiem, jak ona ma na imię. Jednocześnie tak bardzo bałem się odrzucenia, którego już raz doświadczyłem, że nie umiałem otworzyć się przed drugim człowiekiem. Kiedyś mieszkałem przez pół roku z pewną dziewczyną i po 6 miesiącach nie wiedziała o mnie więcej niż w dniu, kiedy się wprowadziła. W moim życiu było coraz więcej przemocy. Gdy wychodziłem z domu, zakładałem długi płaszcz ze specjalnymi kieszeniami na kastety i maczetę. Moje życie było naprawdę pokręcone. Rano oglądałem „Domek na prerii” i wzruszałem się do łez, a po południu kopałem człowieka leżącego na chodniku..........

Żródło i więcej na: Gość

Brak komentarzy: