Źródło i więcej: rzeczypospolita
W Polsce po 1989 r. doszło do zjawiska fatalnego. Charakterystyczny dla komunizmu mechanizm selekcji negatywnej przeniósł się do biznesu. To właśnie biznes stanowił i niestety w wielu przypadkach nadal stanowi przystań dla ludzi dawnego systemu. Ten proces musi zostać odwrócony — mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” lider PiS Jarosław Kaczyński
Po latach wyczekiwania, PiS na trwałe wrócił na czoło sondaży. Czy w razie dojścia do władzy przeprowadzi pan tak fundamentalne zmiany w państwie, jak to zrobił premier Orban?
Jarosław Kaczyński: Chcemy mieć większość konstytucyjną, aby móc przebudować państwo. Ale zdaję sobie sprawę, że wygranie wyborów z tak znaczną przewagą nad Platformą będzie niebywale trudne. Możemy być skazani na koalicjanta. Jeśli nasi partnerzy koalicyjni uznają, że warto podjąć się wspólnego wysiłku, to będziemy chcieli pójść bardzo daleko. Jeśli takiej woli nie będzie, to konstytucja tworzy pewne ramy, które są nie do przekroczenia. Ale jestem przekonany, że nawet drogą ustawową, albo poprzez decyzje niższego szczebla, można zrobić wiele dobrego. Obecna konstytucja jest naprawdę niedobra. Wchodząc w życie w 1997 r. spetryfikowała ona czysty postkomunizm. Przecież polski aparat państwowy nie został zbudowany do nowa, jest mutacją aparatu komunistycznego.
Odległą mutacją. Przecież zmienił się przez 20 lat.
Tak? Przykład — nigdy nie rozwiązano Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w którym królują skamieniałe układy personalne z poprzedniej epoki.
Pan by rozwiązał MSW po dojściu do władzy?
Oczywiście.
Będąc premierem, nie zrobił pan tego.
Myśmy mieli taką większość, gdzie była partia klasycznie postkomunistyczna, jaką była Samoobrona. Z nią takich zmian dokonywać się nie dało.
Szefem MSWiA został pana ówczesny najbliższy współpracownik — Ludwik Dorn. Samoobrona nie miała nikogo w kierownictwie tego resortu.
To nie zmienia faktu, że do przeprowadzenia takich zmian trzeba było mieć większość w koalicji. Wracając do nowej Konstytucji — przede wszystkim trzeba wyraźnie z niej zapisać kwestie aksjologiczne. Obecny wstęp [„Obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary" - red.] przypomina sformułowanie z czasów Gomułki: „partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący". To jest całkowicie puste. Aksjologia konstytucji musi być jasna i zakorzeniona w tradycji — Konstytucja powinna się zaczynać wezwaniem „W imię Boga wszechmogącego".
To węgierska analogia, Orban wprowadził Invocatio Dei do nowej konstytucji.
Myśmy o tym mówili wielokrotnie, zanim Orban to zrobił. Konstrukcja państwa to także tworzenie jakości moralnej. Bez tego państwo funkcjonować nie może.
A jeśli ktoś nie wierzy w żadnego Boga?
W Anglii bardzo niewielu ludzi przyznaje się do wiary, a mimo to każde posiedzenie Izby Gmin rozpoczyna się od modlitwy. Bo to jest tradycja. Invocatio Dei miały Konstytucja 3 maja oraz Konstytucja marcowa — kluczowe ustawy zasadnicze w historii Polski. Ja nie chcę budować państwa wyznaniowego, tylko państwo mocno osadzone w polskiej tradycji.
Czas przyjąć do wiadomości, że polityka to sztuka wyboru opartego o zespół wartości ukształtowanych przez tradycje i religię. Tylko tradycja i uczciwość w życiu społecznym gwarantują sukces i rozwój dla wszystkich. Polityka, która nie uwzględnia tradycji i lokalnych uwarunkować staje się jedynie lobbowaniem na rzecz silnych podmiotów gospodarczych - i w konsekwencji przestaje być polityką. Politykowi pozostaje wówczas rola komiwojażera, takiego wiecznego „załatwiacza". Z taką wizją polityki nie chcę mieć nic wspólnego. W moim przekonaniu polityka to służba, która przełożyć się ma bezpośrednio na siłę państwa, a ona z kolei na wzrost jego znaczenia politycznego, gospodarczego potencjału i pomyślność obywateli
Źródło i więcej: rzeczypospolita
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz