Szwedzki model katastrofy z roku 2010
O prawie, które zniszczyło szwedzkie rodziny, a które teraz próbuje skopiować Polska, z Ruby Harrold-Claesson rozmawia Przemysław Kucharczak.
Ruby Harrol-Claesson jest prezesem Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka oraz adwokatem. Jej wizyta w Szwajcarii przyczyniła się do odrzucenia podob-nego projektu, jaki obowiązuje w Szwecji. Do Polski zaprosiły ją Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców i Związek Dużych Rodzin 3+. Zabrała głos na posiedzeniu połączonych komisji senackich. Pochodzi z Jamajki. Mieszka w Göteborgu z mężem inżynierem, z którym ma dwie córki i syna.
FOT. JAKUB SZYMCZUK
Przemysław Kucharczak: Polski Sejm przyjął nowelizację ustawy o przemocy w rodzinie. Jak ją Pani ocenia?
Ruby Harrold-Claesson: – Otrzymałam tłumaczenie nowego polskiego prawa. Widzę bardzo duże podobieństwa między prawem obowiązującym w Szwecji a polskim projektem. Także w szwedzkim prawie jest przepis, który zabrania poddawania dzieci karom cielesnym i innym formom upokarzania. To prawo, wprowadzone w Szwecji w 1979 roku, było niepotrzebne. Nie rozwiązało żadnego problemu, ale za to spowodowało uznanie za przestępców zwykłych rodziców.
To znaczy?
– To prawo sprawiło, że rodzice w Szwecji obawiają się swoich dzieci. Rodzic nie może już nakazać dziecku, żeby za karę poszło do swojego pokoju, bo jest to uznawane za upokarzanie i złamanie prawa. Dzieci są edukowane już w przedszkolach i szkołach podstawowych, że rodzice nie mają prawa ich uderzyć, niezależnie od tego, co dziecko zrobi. Dlatego już małe, sześcioletnie dzieci często mówią nauczycielom: „Ja mogę cię uderzyć, ale ty nie masz prawa mi nic zrobić”. Mamy też w Szwecji dzieci, które dzwonią na policję, żeby donieść na swoich rodziców z zupełnie błahych powodów. Często się u nas zdarza, że dzieci policzkują swoich rodziców i ordynarnie ich wyzywają, a rodzice nie mają na to żadnej możliwości reakcji.
Ale brak reakcji to przecież krzywda dla samych dzieci?
– Efekt jest taki, że szwedzkie dzieci nie mają szacunku do nikogo: ani do rodziców, ani do osób starszych. W autobusach młodzież zawsze siedzi, a starsi ludzie stoją. Za swoje zachowanie szwedzkie dzieci są nielubiane w wielu krajach Europy. W związku z ich skandalicznym zachowaniem do naszych ambasad napływają prośby, by szwedzkie ministerstwo edukacji zakazało wyjazdów wycieczek szkolnych poza granice kraju. Przywiozłam do Polski jeden z plakatów, który powstał w związku z wizytą szwedzkiej wycieczki: „Skandynawowie, rujnujecie nasze miasteczko. Wynoście się i nigdy nie wracajcie”.
A jeśli rodzice zlekceważą przy wychowaniu głupie prawo?
– Głośna była sprawa 6-letniego chłopca, który nazywa się Dominik Johansson. Prowadzę ją teraz przed Trybunałem w Strasburgu. Tu nie chodziło o klapsa. Choć chłopiec nie został przez rodziców uderzony, został odebrany rodzicom przez opiekę społeczną.
Więc o co poszło?
– Ojciec Dominika jest Szwedem, matka pochodzi z Indii, oboje pracowali na uniwersytecie. Postanowili zamieszkać w Indiach, gdzie ojciec Dominika dostał pracę. Przez ostatnie miesiące przed wyjazdem uczyli chłopca w domu, żeby nie było mu żal rozstawać się z kolegami z przedszkola. Szkołę miał zacząć w wieku 7 lat już w Indiach. Doszło jednak do konfliktu z opieką społeczną, która twierdziła, że Dominik musi chodzić do przedszkola. 25 czerwca zeszłego roku rodzina zajęła miejsce w samolocie, żeby polecieć do Indii. I nagle, tuż przed odlotem, do samolotu weszła uzbrojona policja. Dominik został przez policjantów odebrany i przekazany do rodziny zastępczej. Rodzice mogą się z nim spotykać tylko raz na pięć tygodni, i to pod nadzorem pracownika opieki społecznej. Chłopiec został poddany praniu mózgu i do rodziców zastępczych zwraca się teraz: „mamo” i „tato”. To jest jeden z wielu przykładów ingerencji państwa w życie rodziny.
Czyli, według panującej w Szwecji ideologii, dziecko jest własnością państwa?
– Tak, prawa rodziców już u nas nie obowiązują.
Więcej na:
Gość
Krzywda ze Szwecji z roku 2011
Po 250 tys. koron odszkodowania (ok. 112 tys. zł) dostaną Szwedzi, którzy w dzieciństwie zostali odebrani rodzicom, a później padli ofiarą wykorzystywania lub zaniedbania w rodzinach zastępczych i domach dziecka.
Sadyści w domu dzieckaTo sukces grupującego ofiary stowarzyszenia „Skradzione Dzieciństwo”, które walczyło o to od pięciu lat. O odszkodowania z tego tytułu od państwa szwedzkiego prawdopodobnie będą ubiegać się tysiące ludzi, ponieważ w Szwecji (a także w Norwegii) powszechną praktyką jest odbieranie dzieci rodzicom pod najbardziej błahymi pretekstami.
Rząd zdecydował się wypłacić odszkodowania na podstawie rządowego raportu, w którym opisano szokujące przypadki nadużyć wobec odebranych dzieci, poddanych „opiece zastępczej” w latach 1922–2003. Są tam drastyczne przykłady dzieci zmuszanych do pracy, zaniedbywanych, poddanych przemocy sadystów i pedofilów pracujących w domach dziecka, zmuszanych do aborcji lub sterylizacji. Kiedy dzieci informowały o tym przez telefon urzędników socjalnych, ci – choć byli tak nieubłagani przy odebraniu dziecka biologicznym rodzicom – dzwonili jedynie do rodziny zastępczej z pytaniem, czy oskarżenia dziecka są prawdziwe.
Więcej na:
Wiara
Osłabić rodzinę - z roku 2009
Próby zdyscyplinowania dziecka, które wpadło w histerię, mogą być zinterpretowane jako przemoc w rodzinie. Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
Polski rząd chce wtrącać się w wychowanie dzieci w normalnych rodzinach. Zwykły klaps będzie naruszeniem prawa.
Posłowie chcą też kar dla rodziców za „przemoc psychiczną” i „szantaż emocjonalny” wobec dzieci. Pod te sformułowania urzędnik ze złą wolą będzie mógł podciągnąć wszystko.
Polska wybiera więc drogę takich państw jak Szwecja, gdzie normalna rodzina jest uważana za źródło patologii i twór z góry podejrzany. O tym, że polski rząd myśli podobnie, świadczą choćby wyniki telefonicznego sondażu, na który się powołuje. Wynika z niego, że przemoc jest rzekomo stosowana w 48 proc. polskich rodzin. Na to, że te badania są nierzetelne, wskazuje m.in. porównanie z innymi badaniami, które też otrzymali posłowie. Według nich, przemoc wobec dzieci zdarza się w 15 proc. rodzin... Mało kto w Sejmie zwraca uwagę na takie różnice.
Głupie pomysły
Zakaz kar cielesnych jest już zapisany w projekcie ustawy, który do Sejmu przysłał rząd. To znaczy, że każdy, nawet najlżejszy klaps, będzie złamaniem prawa. Niestety, w podkomisji sejmowej brakuje ludzi, którzy widzą absurd wprowadzania tak szczegółowego określania, co w rodzinie jest legalne, a co nie. Opozycja nie alarmuje mediów, bo wiceprzewodniczącą podkomisji przygotowującej ustawę z ramienia PiS jest Joanna Kluzik-Rostkowska. Można ją podejrzewać o wszystko, tylko nie o konserwatywne poglądy.
Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak zaproponował nawet dopisanie do ustawy zakazu przemocy psychicznej wobec dzieci, czyli ubliżania, wyszydzania i „szantażu emocjonalnego”. Przewodnicząca podkomisji Magdalena Kochan z PO poparła jego pomysł. Głosy takie jak wybitnego prawnika Andrzeja Zolla, byłego rzecznika praw obywatelskich, rzadko przebijają się do mediów. Andrzej Zoll nazwał te pomysły wprost głupimi i ostrzegł, że będą psuły stosunki w rodzinie.
Więcej na:
Opoka