Orędzie Viktora Orbána z okazji świąt Bożego Narodzenia:
„Musimy bronić chrześcijańskiej kultury”
Oczekujemy na wielkie święta chrześcijańskiego świata, na narodziny naszego Pana Chrystusa. W ciszy oczekiwania wznosimy wzrok, odkładamy na bok myśli o codzienności, poszerza się nasz duchowy horyzont. W tym szczególnym stanie możemy dokonać obrachunku mijającego roku i na nowo przemyśleć nasze zadania, które czekają nas w świecie w nadchodzącym roku.
My, Europejczycy - przyznając się do tego lub nie, świadomie czy nieświadomie – żyjemy w kulturze ukształtowanej na fundamencie nauki Chrystusa. Przywołam tu znane powiedzenie naszego pierwszego po komunizmie premiera, Józsefa Antalla: „W Europie nawet ateista jest chrześcijaninem”.
My, Węgrzy, w sposób uprawniony uważamy siebie za naród chrześcijański. Nasz ojczysty język, poprzez który zrozumieliśmy i tworzyliśmy rzeczywistość, nie jest spokrewniony z żadnym europejskim narodem. Ma to też swoje wartościowe konsekwencje.
Od naszego poety Mihálya Babitsa wiemy, że duch węgierski narodził się ze spotkania naszego przyniesionego ze Wschodu charakteru oraz chrześcijańskiej kultury Zachodu. Stąd zaś, możemy dodać, pochodzi węgierski sposób patrzenia na świat oraz nasz sposób myślenia. To spotkanie jest też przyczyną wielu trudności, niezrozumienia, osamotnienia, jak też – od czasu do czasu – poczucia wyobcowania.
Pomimo to nasza chrześcijańska tożsamość i żywa wiara zachowały nas przez tysiąc lat w sercu Europy. Dlatego aż po dziś dzień możemy żyć w kulturze naszego języka ojczystego i jesteśmy dumni z tego, że naród nasz swoimi tysiącletnimi osiągnięciami wniósł swój wkład w rozwój Europy.
Zgodnie z Ewangelią według Marka, drugie przykazanie Chrystusa brzmi następująco: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Obecnie w Europie ten Chrystusowy nakaz jest często przytaczany. W ten sposób chce się zrobić nam zarzut, że choć uważamy się za chrześcijan, nie chcemy, co więcej, nie pozwalamy, by w Europie zamieszkały miliony ludzi przybywających z innych kontynentów.
Zapomina się jednak o drugiej części tego przykazania. Wszak lekcja składa się z dwóch części: mamy kochać naszych bliźnich, ale mamy też kochać samych siebie. Kochać samych siebie oznacza i to, by podejmować odpowiedzialność oraz bronić tego wszystkiego, czym i kim jesteśmy.
Kochać samych siebie oznacza, że kochamy naszą Ojczyznę, nasz naród, naszą rodzinę, węgierską kulturę i europejską cywilizację. W tych ramach rozkwitła i wciąż na nowo może rozkwitać nasza wolność, węgierska wolność.
Poprzez wieki żyliśmy tak, jak mogliśmy: węgierska wolność była jednocześnie rękojmią wolności Europy. Z tą świadomością misji stawialiśmy czoło w czasie podbojów prowadzonych przez Imperium Osmańskie, to wkładało miecz w ręce naśladowców Petőfiego i to też dawało odwagę pesztańskim chłopakom w 1956 roku.
Nasza Konstytucja opisuje to tak: „Jesteśmy dumni z tego, że nasz król święty Stefan przed tysiącem lat zbudował państwo węgierskie na twardych fundamentach i uczynił naszą Ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy. Uznajemy rolę chrześcijaństwa jako siły utrzymującej naród”.
Wyznaczając granice naszej tożsamości, określamy chrześcijańską kulturę jako źródło naszej dumy i siły przetrwania. Chrześcijaństwo stanowi kulturę i cywilizację. W nim żyjemy. Nie chodzi tu o to, ilu ludzi uczęszcza do kościoła lub ilu szczerze się modli.
Kultura jest rzeczywistością codzienności. Tego, jak mówimy, jak się zachowujemy wobec siebie, jaki dystans zachowujemy w stosunku do innych, jak się do nich zbliżamy, jak przychodzimy na ten świat i jak z niego odchodzimy. Dla ludzi cywilizacji europejskiej chrześcijańska kultura określa zasady codziennej moralności. W sytuacjach granicznych to ona wyznacza miarę i kierunek.
Chrześcijańska kultura wyznacza nam drogę pośród sprzeczności życia. Określa nasze pojmowanie sprawiedliwości i niesprawiedliwości, pojmowanie relacji mężczyzna-kobieta, pojmowanie rodziny, sukcesu, pracy i honoru.
Nasza kultura jest kulturą życia. Punktem wyjścia, alfą i omegą naszej filozofii życiowej jest wartość życia, otrzymana od Boga godność każdej osoby – bez tego nie bylibyśmy nawet w stanie docenić „praw człowieka” i im podobnych współczesnych pojęć. Dlatego wydaje się nam wątpliwe, czy można je eksportować do życia cywilizacji zbudowanych na innych fundamentach.
Obecnie atakowane są podstawy europejskiej cywilizacji. Zagrożona została cała oczywistość europejskiego życia; chodzi o rzeczy, nad którymi nie trzeba się zastanawiać, tylko je czynić. Istota kultury tkwi właśnie w tym, że jeśli nie jest zrozumiała sama przez się, wtedy my, ludzie, tracimy punkty zaczepienia.
Nie będzie czego się uchwycić, nie będzie wzorca dla naszych zegarów ani punktu odniesienia dla naszych kompasów. Niezależnie od tego, czy chodzimy do kościoła czy nie, a jeśli tak, to do jakiego, nie chcemy obchodzić świętego wieczoru Wigilii za zasuniętymi zasłonami, aby tylko nie zranić wrażliwości innych.
Nie chcemy, by zmieniano nazwy naszych Bożonarodzeniowych kiermaszy. I w żadnym wypadku nie chcemy chować się za betonowymi barierami. Nie chcemy, by nasze dzieci pozbawiono radości oczekiwania na św. Mikołaja czy aniołka. Nie chcemy, by odebrano nam Święto Zmartwychwstania.
Nie chcemy, by nasze nabożeństwa odbywały się w atmosferze niepokoju i lęku. Nie chcemy, by w tłumach witających Nowy Rok napastowano nasze żony i córki.
My, Europejczycy, jesteśmy chrześcijanami. To jest nasze dziedzictwo, tak żyjemy. Dotąd było dla nas czymś naturalnym, że Jezus się rodzi i umiera za nas, by zmartwychwstać. Nasze święta są dla nas zrozumiałe same przez się i oczekujemy od nich, by nadawały sens naszej codzienności. Kultura podobna jest do systemu odpornościowego ludzkiego ciała: dopóki działa, nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Zauważamy go – i wtedy staje się dla nas czymś ważnym – gdy słabnie.
Gdy retuszują krzyże, gdy z pomnika Jana Pawła II chcą zdjąć krzyż, gdy pragną, byśmy zmienili porządek naszych świąt, wtedy każdy obywatel Europy, który ma sumienie, głośno zaprotestuje. Również ci, dla których – jak bardzo trafnie określił to Gyula Juhász – chrześcijaństwo to „tylko pogaństwo święconej wody”. Również i ten, kto jak Oriana Fallaci, będąc „chrześcijaninem-ateistą”, boi się o Europę.
Dziś pod ostrzałem znalazły się fundamenty naszego życia, porządku naszego świata. System immunologiczny Europy jest świadomie osłabiany. Są tacy, którzy pragną, byśmy przestali być tymi, którymi jesteśmy. Chcą, byśmy stali się takimi, jakimi nie chcemy być. Chcą, byśmy wymieszali się z ludami przybywającymi z innych części świata i stali się kimś innym, aby to wymieszanie odbywało się bezproblemowo.
W blasku Bożonarodzeniowych świateł jasno widać, że ci, którzy atakują chrześcijańską kulturę, grają na zniszczenie Europy. Chcą odebrać nam nasze życie i podmienić na coś, co nim nie jest. W zamian za nasze dotychczasowe, obiecują nowe, bardziej „oświecone”. To jednak jest utopią, destylatem nie rzeczywistego życia, ale oderwanych od niego, abstrakcyjnych, filozoficznych myślowych kreacji. Utopie są jak sny, które mogą być cudowne, dlatego pociągające, ale i jak sny zagmatwane, niezrozumiałe, mroczne i pozbawione sensu. Nie można w nich ani żyć, ani zrozumieć, o co w nich chodzi.
Nie twierdzimy, że kultura chrześcijańska jest najdoskonalsza. Właśnie to jest kluczem do chrześcijańskiej kultury, iż zdajemy sobie sprawę z niedoskonałości, również z naszej własnej niedoskonałości. Nauczyliśmy się jednak z tym żyć, czerpać z tego natchnienie i siłę napędową. Właśnie dlatego od wieków my, Europejczycy, staramy się czynić świat lepszym.
Dar niedoskonałości polega wszak na tym, że mamy możliwość poprawy. Nawet i tę możność chcą nam odebrać ci, którzy poprzez obietnicę pięknego, nowego, wymieszanego świata chcą teraz zburzyć wszystko to, za co nasi przodkowie oddawali – jeśli trzeba było – swoją krew, a co my mamy w obowiązku przekazać jako dziedzictwo potomnym.
Przez pewien czas o tym zapomniano, ale dziś coraz częściej słyszę na nowo, że ojcowie założyciele Unii Europejskiej przed sześćdziesięciu laty wyznaczyli kierunek. Europa będzie chrześcijańska albo jej nie będzie, powiedział Robert Schuman.
Rok 2017 postawił kraje Europy przed historycznym zadaniem. Oto nowe zadanie dla wolnych narodów Europy, dla narodowych rządów wybranych przez wolnych obywateli: musimy obronić chrześcijańską kulturę! Nie na zgubę innym, ale dla obrony nas samych, naszych rodzin, narodów, krajów i „ojczyzny ojczyzn”, Europy.
W roku 2017 mogliśmy zobaczyć, że przywódcy europejskich krajów różnie podchodzą do tego zadania. Według niektórych, taki problem w ogóle nie istnieje. Inni uważają, że na tym właśnie polega postęp. Jeszcze inni poszli drogą poddania się. Są i tacy, którzy czekają z założonymi rękami na to, że ktoś inny za nich rozwiąże ten problem.
Tysiącletnia historia Węgier jest dowodem na to, że my tacy nie jesteśmy. My chodzimy innymi drogami. Naszym punktem wyjścia zawsze było to, iż mamy prawo do naszego własnego życia. Gdy mieliśmy ku temu dość siły, udawało nam się to prawo obronić. Dlatego od lat trudzimy się, by Węgry się umocniły i w końcu stanęły znów na własnych nogach.
Spoglądając w rok 2018, możemy stwierdzić tylko tyle, że dopóki na czele kraju stoi rząd narodowy, dopóty roztropnie, z pokorą, ale bezkompromisowo będziemy pracować na rzecz tego, by nasza Ojczyzna pozostała krajem węgierskim o chrześcijańskiej kulturze. Uczynimy też wszystko, by także Europa pozostała europejska.
Szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia wszystkim!
Viktor Orbán
źródło: http://magyaridok.hu/belfold/meg-kell-vedenunk-kereszteny-kulturat-2609896/