ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie
Każdą bzdurę uzasadnia się „prawami człowieka”.
Ktoś powiedział, że od ponad 20 lat straszy się nas widmem państwa wyznaniowego, a tymczasem budujemy państwo uznaniowe. Prawo i urzędnicze obyczaje w Polsce mamy takie, że bardzo wiele zależy nie od jasnych procedur, ale właśnie od uznania tego, kto jest na górze. Skarbówka i inne urzędy mogą wydawać bardzo różne decyzje, wedle uznania, w zależności od tego, czy chcą komuś dołożyć, czy też pomóc, czy w ogóle jest im to obojętne. Władza może jeśli nie zniszczyć, to na pewno nękać niepokornego biznesmena, który wspiera nie to, co trzeba, ale może też bardzo długo udawać, że nie dostrzega przewałów jakiegoś AmberGold. A jak pieniądze są już wyprowadzone, to wtedy dzielnie, ale też niezbyt dociekliwie, ściga winnych. Wszystko wedle uznania…
Kolejną hucpą, która może dać władzy do ręki maczugę, by jej używała wedle uznania, jest powoływanie jakiejś rady do walki z tzw. mową nienawiści. Na jej czele ma stanąć min. Michał Boni, którego kolejne wypowiedzi na ten temat mogą tylko coraz bardziej niepokoić tych, którzy chcą żyć w wolnym kraju. Wiadomo, że ideologia walki z mową nienawiści nie służy rozwijaniu prawdziwie pluralistycznej debaty społecznej, ale jej ograniczaniu i wyrzucaniu poza sferę publiczną opinii niewygodnych dla władzy i zblatowanego z nią establishmentu. Wszak szanowna rada mogłaby uznać, że nazywanie aborcji zabiciem człowieka, a homoseksualnego współżycia „poważnym zepsuciem” jest właśnie mową nienawiści. Daje do myślenia fakt, że o potrzebie walki z mową nienawiści mówią ci sami, którzy żarliwie bronili Nergala drącego Biblię i nazywającego ją gównem. Ci sami, którzy murem stanęli za posłem Stefanem Niesiołowskim, szarpiącym dziennikarkę Ewę Stankiewicz i wykrzykującym „won stąd”. Kościół nie powinien popierać inicjatywy min. Boniego i przyjmować za swoją nowomowy, jaką jest pojęcie „mowa nienawiści”. Kościół ma własny język, język Tradycji i katechizmu, i tego powinien się trzymać. Nazywajmy kłamstwo kłamstwem, oszczerstwo oszczerstwem, zło złem, ale nie dajmy się wmanipulować w jakieś słowa wytrychy, wzmacniające państwo uznaniowe i lewacki światopogląd. Uznaniowo używa się też innego pojęcia, a mianowicie „neutralność światopoglądowa”.
Zawsze myślałem, że w jednoczącym się świecie chodzi m.in. o to, aby poznawać i szanować nawzajem religie i symbole religijno-kulturowe. Okazuje się, że nie, że ideałem jest taki świat, w którym nie będzie widać żadnych symboli związanych z religią, a szczególnie z chrześcijaństwem, świat urządzony tak, jakby wiary w Boga i tradycji religijnych po prostu nie było. Komisja Europejska (co za ludzie tam siedzą i kto ich wybrał?) zaleciła, wedle swego uznania, aby ze słowackiego projektu monety 2 euro z wizerunkami świętych Cyryla i Metodego usunąć krzyże na ich ornatach i aureole nad ich głowami. Bo ma być neutralnie. No cóż, i śmieszno, i straszno… Ci, którzy nie mogą znieść tego, jak od wieków przedstawiani są ci dwaj wielce zasłużeni da Kościoła i Europy mężowie, nie są wcale neutralni czy też tolerancyjni, są chrystofobami, którzy próbują wprowadzić laicki zamordyzm. Słowacy odnoszą się do Cyryla i Metodego w pierwszym zdaniu swej konstytucji, a tu jacyś urzędnicy z Brukseli chcą zmieniać, wedle uznania, tysiącletnie dziedzictwo tego narodu. Przydatne w tym procederze okazuje się wyrażenie wytrych: neutralność światopoglądowa. Ale niby dlaczego masoni ze swymi ideami mieliby być neutralni, a katolicy nie? Słowem wytrychem różnych instytucji międzynarodowych stało się też skądinąd zacne pojęcie „prawa człowieka”. Z jednej strony każdy się zgodzi, że osoba ludzka ma swe niezbywalne prawa, których trzeba bronić. Tym bardziej że w wielu miejscach są one łamane. Z drugiej jednak strony „prawa człowieka” stały się pretekstem do wciskania różnych ideologii. I tak aktywiści gejowscy wymyślili, że prawem człowieka jest, aby homoseksualna para mogła być prawnie małżeństwem ze wszystkimi przywilejami. Oenzetowski Fundusz Ludnościowy ogłosił natomiast, że antykoncepcja jest prawem człowieka.
Na różne sposoby sugeruje się, że takim prawem jest także aborcja. Każdą bzdurę uzasadnia się „prawami człowieka”, nawet to, że trzeba zdelegalizować okna życia, gdyż ponoć naruszają prawa dziecka do poznania rodziców. Czyli że aborcji można dokonać, bo połamanie dziecka na śmierć w łonie matki jest „prawem kobiety”, ale oddać dziecko anonimowo do okna życia nie, bo oenzetowski urzędnik ideolog dopatrzył się w takiej praktyce, wedle swego uznania, łamania praw człowieka. Jezus nie manipulował słowami, jak to robili Jego adwersarze. Mówił prawdę, co więcej, sam był i jest Prawdą. Nie nauczał „wedle uznania”, mamiąc słowami, ale pełnił wolę Ojca. Jego przeciwnicy natomiast zaciemniali i wykrzywiali prawdę, przy czym oczywiście twierdzili, że chodzi im o ład, zachowanie prawa, dobro ludu itp. Chrystus objawiał miłość Ojca, ale też ukazywał grzech, zakłamanie. I wypowiadał niekiedy mocne słowa: „Biada wam, obłudnicy!” (Mt 23,27). Adwent i Boże Narodzenie to czas, w którym ważne słowa ukazują swe pełne znaczenie. Wszak odwieczne Słowo stało się ciałem, Dzieciątkiem z Betlejem. W Nim możemy dostrzec, co znaczy miłość, szacunek dla innych, godność człowieka. Czytajmy zatem Ewangelie, poznawajmy Słowo wcielone i trzymajmy się sprawdzonych słów i ich odwiecznych znaczeń.
Źródło: Gość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz